Co zrobić, gdy dziecko chce już korzystać z telefonu, a jeszcze nie powinno? Proponujemy alternatywy!

Dziecko z telefonem. Kiedy pozwolić dziecku korzystać z telefonu?

Zastanawialiście się kiedyś, jak to byłoby zacząć dzień od końca? Wykorzystać letni deszcz jak prysznic? Wymyślać własne kraje i rysować ich mapy, chodzić do tyłu wokół domu, prawić zaskakujące komplementy nieznajomym albo spytać zdumionego sprzedawcę, czy w jego sklepie panuje pokój i wolność dla wszystkich ludzi?

 

W pierwszym odruchu pewnie prawidłowo skojarzycie takie cudowne przełamania codzienności z czasami dawno minionymi – albo z własnym dzieciństwem albo tym, o jakim lubimy czytać w klasykach literatury dziecięcej czy jakie lubimy oglądać w filmach. Nasze dzieci żyją już przecież w zupełnie innym świecie. Podwórko – jeśli jest – to luksus, szkoła i zajęcia dodatkowe spychają błogie momenty nudy na margines, a nawet jeśli znajdzie się trochę wolnego czasu, to bezlitosna konkurencja z tabletem, telefonem komórkowym czy wielkim ekranem w salonie i tak załatwia sprawę. Tylko czy na pewno?

Dwójka wziętych norweskich komików i aktorów impro z Oslo, Mikkel Niva i Nils Petter Mørland w swojej debiutanckiej książce dla dzieci 101 rzeczy, które musisz zrobić, zanim dorośniesz postanowiła pokazać, w jak wielkim tkwimy błędzie i jakie może być życie nas jako rodziców i naszych dzieciaków, jeśli tylko wyobrazimy je sobie trochę inaczej. Polskie wydanie tego niecodziennego poradnika-inspiratora w przekładzie Joanny Barbary Bernat serwujemy Wam jako pomysł na nowy rok – dzieląc się z Wami energią i humorem, jaki Mikkel i Nils włożyli w to skromne objętościowo, ale otwierające nowe, boczne odnogi czasu i przestrzeni dzieło.

Technokryzys

Nauka, jak to nauka, stawia sprawę jasno. Mózg człowieka ukształtował się w czasach, kiedy zamiast na wygodnych kanapach siedzieliśmy w jaskiniach – i jakościowo niewiele zmienił się od tej pory. Lubimy patrzeć w ogień, chłoniemy świat pięcioma zmysłami, a nie tylko wzrokiem i słuchem, mamy naturalną potrzebę analogowej zabawy rzeczami, których możemy dotykać czy powąchać, a najważniejsze dla naszego dobrostanu są prawdziwe relacje z innymi ludźmi.

Świat nowych technologii wkroczył do tej rzeczywistości z butami raptem parę dekad temu, a na dobre panoszy się dopiero od kilku lat. Przy czym – jak powtarza do znudzenia Tomasz Rożek czy inni popularyzatorzy nauki – technologie to tylko narzędzia. Nie są ani złe, ani dobre. To my decydujemy, czy i jaki robimy z nich użytek. To my jako rodzice pokazujemy dzieciom świat, w którym sami najlepiej się czujemy, ale mamy też prawo kształtować jego granice.

Zgodnie z francuskim badaniem ESTEBAN (Étude de santé sur l’environnement, la biosurveillance, l’activité physique et la nutrition) przeciętny 8-latek w tym kraju spędza ok. 5 godzin dziennie przed różnymi ekranami. W przypadku nastolatków jest to już przynajmniej 7 godzin. To trzykrotnie więcej niż wynosi norma rekomendowana przez Amerykańską Akademię Pediatryczną (2 godziny dziennie do 18 roku życia!). Skutki tego globalnego zjawiska są ogólnie znane: nadmiar niespójnych informacji, problemy z koncentracją, tendencja do odcinania się od świata to tylko czubek góry lodowej problemów społecznych, które hodujemy. Przy czym warto pamiętać, że w wieku, o którym mowa przyzwyczajenie do korzystania z urządzeń elektronicznych jest nie tylko wynikiem oczywistego wpływu otoczenia, ile nawyków zakorzenionych dużo wcześniej.

Zasada 3-6-9-12 sformułowana przez pediatrę Serge’a Tisserona wydaje się być rozsądnym kompromisem pomiędzy wolą rodziców a standardami narzucanymi przez zmediatyzowany i scyfryzowany świat. Do 3. roku życia organizujemy naszym podopiecznym dzieciństwo bez telewizora. Do 6. urodzin – bez gier komputerowych, do 9 lat – bez internetu, a do 12 bez smartfona, nazywanego nieco eufemistycznie telefonem (a to przecież pełnoskalowy, choć kieszonkowy komputer!).

Szukając świata, który jest obok

Co na to nasi norwescy autorzy? Jak powiadają w wywiadach, wyobraźnia jest rodzajem funkcji mózgu, którą posiada każdy, ale nie każdy ma do niej natychmiastowy dostęp. „101 rzeczy” to figura retoryczna, za nimi kryją się kolejne, te wymyślone już przez nas, zaczerpnięte z nieskończonego świata odblokowanej wyobraźni – tej analogowej, innej i unikalnej dla każdego z nas. Wyobraźni, której nie da się opisać ani zapromptować na czacie.

Warto przy tym traktować ten świat jako alternatywę, a nie przymus i rodzicielski obowiązek. Tylko wtedy będzie fajny i prawdziwie nasz. Można, tak jak zrobił to niedawno rząd Australii, zakazać korzystania z mediów społecznościowych do 16. roku życia, ale tak naprawdę o wiele ważniejsze jest dzielenie z innymi codziennej wiary w naturalną przyjemność, jaką daje funkcjonowanie w trybie offline i uważność na to, co znajduje się poza touchpadem. Bo tak na dobrą sprawę, kto nie lubi chodzić do szkoły różnymi trasami? Naśladować jako dziecko zachowania dorosłych albo na odwrót – głaskać i pielęgnować w dorosłym ciele swoje wewnętrzne dziecko? Rozmawiać z ptakami, przydzielać zadania palcom, łączyć pieprzyki na własnej dłoni w gwiazdozbiory? Prowadzić dziennik snów, zrobić bazę z koców i… wyjechać na wakacje do domu?

To dużo więcej niż niewinne głupoty. To bardziej, jak powietrze i coś, co sprawia że jesteśmy ludźmi. Bez względu na rocznik.

 

Krzysztof Żwirski

Zapisz się na nasz newsletter!
Wtedy na pewno nie ucieknie Ci żadna ciekawa książka dla dzieci 🙂