O nowej bohaterce literatury dziewczyńskiej, czyli jak Wednesday Addams przegląda się w Brewerii Swift i Lottie Brooks
Dzień za dniem obserwujesz, jak Twoja córka „pożera” serial Wednesday i identyfikuje się z jego pełną niezwykłej charyzmy bohaterką? A może wybrała empatyczną i wspierającą Enid Sinclair? Niezależnie od serialowych preferencji i wyborów naszych dzieci współczesna kultura oferuje nam mnóstwo historii o tym, jak budować swoją tożsamość i jak lepiej odnajdywać się w grupie. Pełno ich także w książkach. I to jakich książkach!
Powiedzmy to sobie szczerze – dojrzewanie nie należy to najłatwiejszych okresów w życiu. Tak było, tak jest i tak pewnie będzie. Jeśli mielibyśmy jednak porównywać czasy, w których sami dorastaliśmy z tymi, w których szukają siebie samych współcześni nastolatkowie, teraźniejszość byłaby górą przynajmniej pod jednym względem. Książek, które opowiadają o wadze emocji i śmiałości w samodzielnym myśleniu. Mądrych opowieści o tym, ile daje nam samoakceptacja.
Lottie Brooks i Breweria Swift – oto dwie nowe bohaterki literatury młodzieżowej, które możemy śmiało zarekomendować zarówno wrażliwym i myślącym dziewczynom, chłopakom, jak rodzicom, którzy mają cierpliwość i uwagę do podążania za własnymi dziećmi bez względu na wiek.
Krindż w skali mega, czyli Lottie Brooks i jej pierwsze randki
Ta niepozorna dziewczyna podbiła serca nastolatek od Anglii po Australię. W trzeciej części świetnie odebranego cyklu książkowego Katie Kirby, Sercowych rozkminach Lottie Brooks, wydanej w tym roku w tłumaczeniu Anny Klingofer-Szostakowskiej wpadamy w sam środek rodzących się szkolnych miłości i komunikacyjnych frustracji. Formuła pamiętnika przeplatanego przezabawnymi ilustracjami, które sygnuje sama Lottie dobrze sprawdziła się i w tym przypadku.
Mamy tutaj kontynuację ciągnących się za Lottie rozważań o tym, jakim to jest „przegrywem” i za jak żenujące uważa różne towarzyskie sytuacje, w których bierze udział. O ile w przypadku pierwszego tomu pt. Żenujące życie Lottie Brooks tematem przewodnim był trudny proces integracji w grupie szkolnej, galopujące zmiany biologiczne i nieosiągalne cele dietetyczno-żywieniowe, a za drugim razem (Towarzyskie przypały Lottie Brooks) śledziliśmy nierówną walkę Lottie o uwagę i uznanie gronie koleżanek, o tyle Sercowe rozkminy biorą na warsztat zawiłe historie pierwszych szkolnych miłości.
Jakie tematy pasują na randkę, a od jakich należy zdecydowanie stronić? Co zrobić, kiedy konwersacja w komunikatorze nagle urywa się, a złośliwy brat wygaduje rodzicom wszystkie zasłyszane szczegóły planowanych spotkań? I co właściwie znaczy słowo „feminizm”, odmieniane przez wszystkie przypadki na korytarzach szkoły?
Niezależnie od wieku, w którym czytamy wspomnienia Lottie, wiele razy złapiemy się za głowę na wspomnienie własnych dramatów okresu dojrzewania – i na chęci powiedzenia naszej bohaterce, dlaczego warto kierować się w życiu zasadą akceptacji i afirmacji siebie. Lottie – ta swoista nastoletnia Bridget Jones – to autentyczna figura tożsamościowych konfliktów młodzieńczego wieku i postać, z którą bardzo łatwo się zidentyfikować. Szczególnie, jeśli jej ukrytą bronią (a przede wszystkim bronią Katie Kirby jako autorki, która powołała Lottie do życia) jest niezrównany, brytyjski humor.
No dobrze, pośmialiśmy się już ze snu, w którym Lottie nie zastaje chłopaka w umówionym miejscu w lodziarni, spotyka za to kąśliwą Amber i jej szajkę oraz musi uciekać aż do Japonii przed tym monstrualnym towarzyskim przypałem. Ustaliliśmy, że można rozmawiać na randce o takich dziwnych rzeczach, jak warstwy chrupek zalegające pod paznokciami. I co? I super! Wszystko, o czym opowiada Lottie jest fragmentem jednej wielkiej opowieści, na jakie składają się naturalne dla jej wieku przeżycia i emocje. W uświadomieniu tego, jak prawdziwe są to emocje, a zarazem jak bardzo nie musimy się do nich przywiązywać leży chyba klucz do psychicznego dobrostanu dojrzewania. I nie tylko!
Seria o Lottie to takie książki, które czytają się same. I wcale nie muszą być czytane w konkretnej kolejności.
Breweria Swift, czyli ciekawość jako pierwszy stopień do… siebie
W Swiftach, kapitalnym literackim debiucie Beth Lincoln (tłum. Rafał Lisowski) autorka zabiera nas pod dach pewnej ekscentrycznej brytyjskiej rodziny. Wytworny, choć nieco zapuszczony dwór na bliżej nieokreślonej angielskiej prowincji, który jak nic przypomina scenerię Akademii Nevermore skrywa zawiły, narastający przez pokolenia sekret. Na drodze do jego rozwiązania staje urocza rudowłosa łobuziara, Breweria Swift, która od urodzenia nosi brzemię negatywnego nastawienia własnej rodziny.
Na pozór sprawa wygląda beznadziejnie. Kategoryczna, koścista ciotka z mętnym spojrzeniem, która wychowuje Brewerię i jej siostrę Szczęsną jak wiele pokoleń przed nią trzyma się starej zasady, zgodnie z którą imiona nadawane przy narodzinach określały charakter domowników, a co za tym idzie – definiowały to, jak są odbierani przez innych. Mamy więc ciotkę Schadenfreude, wuja-dziwaka Malstroma, irytującą mądralę Szczesną i wiele innych postaci żywcem wyjętych z rodzinnych albumów. No i Brewerię, w której los niejako wpisane jest nieprzystosowanie, roztargnienie i chroniczny brak posłuchu u starszych.
Dalej mamy zaginiony skarb, tajemnicze zajścia na rodzinnym przyjęciu, wciągający wątek kryminalny i masę zwrotów akcji, o których nie powinniście czytać w takim popularyzatorskim tekście. Mamy niesamowity, gotycki klimat wiktoriańskiej powieści w formie przyjaznej i intrygującej młode czytelniczki/czytelników, słusznie kojarzący się z rodziną Addamsów, a może też z największymi dokonaniami literackiego guru autorki – Terry’ego Pratchetta. Ale przede wszystkim mamy dużo osobistej drogi Brewerii do tego, by zaakceptować siebie taką, jaką jest. Ciekawską i upartą, i przez to bardziej powołaną do „odkrywania zaginionych miast”, niż „wylądowania w więzieniu”, jak chciałaby myśleć w porywach złości ciotka.
Oswoić emocje w książkach
W niedawnym wywiadzie dla portalu Bookweb Beth Lincoln kilkukrotnie podkreśliła wagę rewolucyjnego spojrzenia na dojrzewanie, jakie przynosi współczesna literatura. To już definitywnie koniec czasów, w których doskonały i nieomylny bohater lub bohaterka poznaje świat, do którego musi się dopasować.
Umownych światów – i możliwości – jest dzisiaj tyle, ile bohaterów/bohaterek. Brewerię uczą tego tajemne przejścia odkrywane w mrocznym pałacu i goście z przyjęcia, w tym niebinarny Erf, który odsłania przed nią nieskończony świat ludzkiej różnorodności i przyjaznej, nienarzucającej własnego punktu widzenia komunikacji. Lottie dowiaduje się o tym, wybierając takie grupy rówieśnicze, w których czuje się słuchana i szanowana.
Dochodzimy do tego, że nawet tak wpisana w tożsamość rzecz jak imię to coś, do czego możemy mieć swój indywidualny stosunek. I żadne, jakże umowne rodzinne tradycje nie muszą tu nad nami ciążyć!
Wspieramy rozwój young adults
Przyzwyczailiśmy się do takiej literatury dla dorosłych, która poszerza horyzonty i wzbudza refleksję. Dokładnie takie same potrzeby mają współcześni nastolatkowie. Mogą szukać spełnienia tych potrzeb w filmach i serialach, ale równie dobrze może wyjść im naprzeciw dobra książka. Lottie Brooks i Breweria Swift to bohaterki, które pokazują zawiłe, ale pasjonujące drogi do dorosłości. W pierwszym wypadku efekt wspomaga stylistyka młodzieżowego pamiętnika, internetowych komunikatorów i świata mediów społecznościowych, w drugim – bezbłędnie ożywiona konwencja powieści grozy.
Obserwując nierówne pojedynki Lottie i Brewerii z napierającą rzeczywistością, trafiamy w zasadzie w tę samą przestrzeń, w której Wednesday Addams szukała akceptacji w pełnym relacji siły i dominacji rówieśniczym otoczeniu. Aż prosi się, żeby podziękować obu autorkom za tak wiarygodne i angażujące literackie kreacje. I zachęcić Was, by poznać je bliżej w lekturze!